
Grzesiek i różaniec
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Szedłem dzisiaj (11.01.20) na drugie zajęcia na 14.15, ponieważ z powodów zdrowotnych na ranne nie dałem rady. W sumie nawet na dobre mi to wyszło, gdyż były 3 sprawdziany nie zapowiedziane z każdej części kręgosłupa a ja jako jedyny mam je do zaliczenia w poniedziałek. Jest jeszcze kwestia o wiele ważniejsza z powodu której fajnie, że dopiero na drugie zajęcia poszedłem. Jest taki odprężający skrót od ulicy Grabiszyńskiej przez małe ścieżki, tory kolejowe prowadzący do ulicy Wagonowej. Jest to przyjemne i zaciszne miejsce w centrum miasta. Idąc sobie tą drogą odmawiałem różaniec. W pewnym momencie szły za mną z daleka dwie osoby. Specjalnie zwolniłem, aby mnie wyprzedziły a ja sobie dalej spokojnie odmawiałem różaniec. W momencie, gdy te osoby (ojciec z synem) mnie minęły zauważyłem w ręku ojca różaniec. Poszli dalej szybszym krokiem a ja swoim wolnym krokiem kończyłem różaniec. Po skończeniu modlitwy spostrzegam, jak idą w moją stronę. Pomyślałem, że trzeba zagadać, ponieważ rzadko się widzi kogoś w publicznym miejscu z różańcem. W swoim stylu mówię „widzę nie ma to jak relaks z różańcem”. W ten sposób nawiązała się krótka rozmowa. Przedstawiliśmy się sobie i Grzesiek mi mówi, że był zdziwiony jak mijał mnie modlącego się na różańcu. Powiedziałem mu, że to nie przypadek, oboje nawzajem możemy się pokrzepić. Oboje stwierdziliśmy, że miło jest widzieć drugą osobę z różańcem. Ostatnio jednego dnia znalazłem na chodniku dziesiątkę różańca, innym razem cały różaniec a teraz widzę osobę z różańcem w publicznym miejscu. Dla mnie ewidentny to znak, abym wrócił do częstszego modlenia się na różańcu i rozważał te tajemnice. Od razu po tym spotkaniu z jakimś większym spokojem szedłem na zajęcia. Uradowała się moja dusza ogromnie. Fajna ścieżka mi się trafiła w drodze do szkoły, podczas której mam 30 minut w całkowitej ciszy i modlitwie. Z Panem Bogiem.